nasza dzielnica
Następnego dnia miałyśmy wstać rano i pojechać do Hongdae (rozrywkowej dzielnicy Seulu, 3/4 filmików EYK jest kręconych właśnie tam), a potem do Myeongdong (dzielnicy zakupowo - turystycznej), gdzie umówione byłyśmy z dziewczynami, ale trochę zaspałyśmy. Gdy w końcu udało nam się wyjść z domu i pójść do metra pojawiło się kolejne milion przeszkód. Bo jak się okazuje, nasza najbliższa stacja (Singil) jest najgorzej oznaczoną stacją w całym Seulu, za nic nie mogłyśmy rozgryźć skąd jeździ która linia, gdy podjeżdża pociąg, to dokąd on jedzie, itp. Sprawy nie ułatwiał fakt, że wszystko jest zapisywane w hangylu (koreańskich znakach), a na pociągu jest napisany przystanek z którego właśnie dany pociąg przyjechał, a nie, co by się wydawało logiczne - dokąd właśnie jedzie... Po milionie godzin, znalezieniu odpowiedniego peronu, przejechaniu się nie w tę stronę, choć już odpowiednią linią, udało nam się wsiąść w odpowiednie metro. Po czym znów nie było do końca kolorowo, bo metro zatrzymało się przed czasem, powiedziano, że to stacja końcowa i trzeba było wysiąść. Więc znów stałyśmy na dworcu, próbując się zorientować chociażby jaka to stacja i musiałyśmy wyglądać naprawdę nieporadnie, bo podszedł do nas pewien miły pan i spytał, czy nie trzeba nam pomóc. Gdy wyjaśniłyśmy mu, dokąd jedziemy, powiedział, że on też jedzie w tamtą stronę, kazał iść za sobą, a nawet gdy wysiadłyśmy, by znów się przesiąść, wysiadł razem z nami i zaprowadził do następnego metra.
widok na Seul z mostu na rzece Han
Spóźnione jedynie 1,5h w końcu spotkałyśmy się z Kiri i Gienią. Pierwszą rzeczą, jaką chciałyśmy zrobić w Myeondong było kupienie nowej płyty koreańskiego zespołu EXO, bo do każdego zakupionego egzemplarza dawano specjalny kuponik, który bierze udział w losowaniu. Nagrodą jest fansign EXO, można trafić do setki szczęśliwych osób, którym podpiszą oni płyty, lub do 300 już-mniej-ale-wciąż-szczęśliwych, którzy choć mogą posiedzieć tam grzecznie na krzesełkach i się na nich pogapić. Oczywiście trzeba było kupić tę płytę w konkretnym sklepie, więc w kolejce stało się ok.1,5h. Zaczynała się ona przed wejściem do budynku, a ciągnęła przez całe schody (sklep był na 3 piętrze), aż do kasy. My kupiłyśmy sobie po 2 egzemplarze - chińską i koreańską, wypełniłyśmy kuponiki i teraz liczymy na nasze szczęście. Niektóre z dziewczyn stojące przed nami w kolejce chyba niezbyt wierzyły w swoje szczęście i kupowały po 15 płyt, widziałyśmy nawet taką, która kupiła cały karton...
Myeongdong, po lewej stronie, kolejka do MusicKorea, gdzie kupowałyśmy płyty
Później, zmęczone przeprawami metrem i staniem w kolejce poszłyśmy coś zjeść do okolicznej restauracji. Zamówiłyśmy kimbap (coś w rodzaju sushi, ale można tam włożyć dosłownie wszystko - kimchi, ser, tuńczyka z puszki itp.), mandu z owocami morza (koreańskie pierożki) i zupę. Fajne jest to, że zazwyczaj w tego typu koreańskich knajpach można dostać dużo rzeczy za darmo - wodę, kimchi, wywar rybny itp.
Kimbap i kimchi (od lewej)
mandu
jedna z ulic w Myeongdong
wnętrze Etude House
nawet kasy są różowe :)))
nasze piękne, smaczne kolorowe soju :)
srogi shocik Marleny
nasze jedzenie - kurczak z "sałatką" czyli cebulą, ryba i kukurydza z masłem
i moje jedyne jak na razie zdjęcie w Korei ;p
Jakie szczęśliwe! :D
OdpowiedzUsuńWoow! *_* Super wycieczka, zazdroszczę ;) (może pomijając przygodę z metrem... załamałbym się już na początku D:)
OdpowiedzUsuńŻyczę dobrej zabawy i czekam na więcej relacji ^ ^