FACEBOOK

piątek, 9 sierpnia 2013

day 2, Myeongdong, Hongdae

Tak jak obiecałam w poprzednim poście, w tym opiszę kwestię naszego zakwaterowania. Decydując się na ten wyjazd, wiedziałyśmy, że chcemy spędzić tu miesiąc, także wybór odpowiedniego lokum było bardzo ważną sprawą. Przeglądając godzinami wszelakie hostele, pokoje do wynajęcia itp, uznałyśmy, że najprościej i najtaniej wyjdzie nam jednak wynająć mieszkanie - ceny za dobę są porównywalne z najtańszymi pokojami hostelowymi, a tak mamy całość dla siebie - 2 pokoje, kuchnię i własną łazienkę, więc nie musimy się we 3 gnieździć na 20m2. Pani, od której wynajmujemy mieszkanie jest bardzo miła i pomocna, wyjechała po nasze bagaże na stację metra, którym jechałyśmy z lotniska i zawiozła je do domu. Jednak ze względu na wielkość naszych bagaży, oraz fakt, że było nas 6, nie zmieściłybyśmy się w jej samochodzie, więc szłyśmy sobie za samochodem piechotą do naszego mieszkania.

nasza dzielnica


Następnego dnia miałyśmy wstać rano i pojechać do Hongdae (rozrywkowej dzielnicy Seulu, 3/4 filmików EYK jest kręconych właśnie tam), a potem do Myeongdong (dzielnicy zakupowo - turystycznej), gdzie umówione byłyśmy z dziewczynami, ale trochę zaspałyśmy. Gdy w końcu udało nam się wyjść z domu i pójść do metra pojawiło się kolejne milion przeszkód. Bo jak się okazuje, nasza najbliższa stacja (Singil) jest najgorzej oznaczoną stacją w całym Seulu, za nic nie mogłyśmy rozgryźć skąd jeździ która linia, gdy podjeżdża pociąg, to dokąd on jedzie, itp. Sprawy nie ułatwiał fakt, że wszystko jest zapisywane w hangylu (koreańskich znakach), a na pociągu jest napisany przystanek z którego właśnie dany pociąg przyjechał, a nie, co by się wydawało logiczne - dokąd właśnie jedzie... Po milionie godzin, znalezieniu odpowiedniego peronu, przejechaniu się nie w tę stronę, choć już odpowiednią linią, udało nam się wsiąść w odpowiednie metro. Po czym znów nie było do końca kolorowo, bo metro zatrzymało się przed czasem, powiedziano, że to stacja końcowa i trzeba było wysiąść. Więc znów stałyśmy na dworcu, próbując się zorientować chociażby jaka to stacja i musiałyśmy wyglądać naprawdę nieporadnie, bo podszedł do nas pewien miły pan i spytał, czy nie trzeba nam pomóc. Gdy wyjaśniłyśmy mu, dokąd jedziemy, powiedział, że on też jedzie w tamtą stronę, kazał iść za sobą, a nawet gdy wysiadłyśmy, by znów się przesiąść, wysiadł razem z nami i zaprowadził do następnego metra.


widok na Seul z mostu na rzece Han

Spóźnione jedynie 1,5h w końcu spotkałyśmy się z Kiri i Gienią. Pierwszą rzeczą, jaką chciałyśmy zrobić w Myeondong było kupienie nowej płyty koreańskiego zespołu EXO, bo do każdego zakupionego egzemplarza dawano specjalny kuponik, który bierze udział w losowaniu. Nagrodą jest fansign EXO, można trafić do setki szczęśliwych osób, którym podpiszą oni płyty, lub do 300 już-mniej-ale-wciąż-szczęśliwych, którzy choć mogą posiedzieć tam grzecznie na krzesełkach i się na nich pogapić. Oczywiście trzeba było kupić tę płytę w konkretnym sklepie, więc w kolejce stało się ok.1,5h.  Zaczynała się ona przed wejściem do budynku, a ciągnęła przez całe schody (sklep był na 3 piętrze), aż do kasy. My kupiłyśmy sobie po 2 egzemplarze - chińską i koreańską, wypełniłyśmy kuponiki i teraz liczymy na nasze szczęście. Niektóre z dziewczyn stojące przed nami w kolejce chyba niezbyt wierzyły w swoje szczęście i kupowały po 15 płyt, widziałyśmy nawet taką, która kupiła cały karton...

Myeongdong, po lewej stronie, kolejka do MusicKorea, gdzie kupowałyśmy płyty



Później, zmęczone przeprawami metrem i staniem w kolejce poszłyśmy coś zjeść do okolicznej restauracji. Zamówiłyśmy kimbap (coś w rodzaju sushi, ale można tam włożyć dosłownie wszystko - kimchi, ser, tuńczyka z puszki itp.), mandu z owocami morza (koreańskie pierożki) i zupę. Fajne jest to, że zazwyczaj w tego typu koreańskich knajpach można dostać dużo rzeczy za darmo - wodę, kimchi, wywar rybny itp.

Kimbap i kimchi (od lewej)


mandu

Najedzone poszłyśmy na zakupy, ale miałyśmy raczej mało czasu, więc ograniczyłyśmy się do szybkiego wejścia do Etude House, sklepu z kosmetykami (o tego typu sklepach napiszę osobnego posta).

jedna z ulic w Myeongdong

wnętrze Etude House

nawet kasy są różowe :)))

Wieczorem (o 20:30, ale tu o tej godzinie jest już ciemno...) umówiłyśmy się na Hongdae, bo chciałyśmy pójść się napić. Weszłyśmy do knajpy, zamówiłyśmy 2 dzbanki owocowego soju i kurczaka (tutaj generalnie, gdy chce się gdzieś usiąść i napić, trzeba zamówić też jedzenie). Na początek wzięłyśmy soju kiwi i pomarańczę, gdy podejrzanie szybko nam się skończyły postanowiłyśmy zamówić kolejne 2 - winogrono i truskawkę, a potem wiedząc, co smakowało nam najbardziej znów kiwi i winogrono. Brzmi to dość srogo, ale generalnie żadnej z nas nie udało nam się upić (soju ma tylko 20%, więc jest jakby rozcieńczoną wódką, a tu podawane było dodatkowo z sokiem). Większość Koreańczyków w barze przyglądała nam się ze zdziwieniem, bo... tutaj ludzie mają raczej słabe głowy do alkoholu i naprawdę nie wiele im potrzeba.

nasze piękne, smaczne kolorowe soju :)

srogi shocik Marleny

nasze jedzenie - kurczak z "sałatką" czyli cebulą, ryba i kukurydza z masłem
i moje jedyne jak na razie zdjęcie w Korei ;p





2 komentarze:

  1. Woow! *_* Super wycieczka, zazdroszczę ;) (może pomijając przygodę z metrem... załamałbym się już na początku D:)
    Życzę dobrej zabawy i czekam na więcej relacji ^ ^

    OdpowiedzUsuń